Jan Buczek urodził się w 1910 roku w Wejscach. W czerwcu 1933 roku zdał z wynikiem pozytywnym maturę w Sejmikowym Gimnazjum Koedukacyjnym w Sochaczewie. Już we wrześniu tego samego roku rozpoczął Dywizyjny Kurs Podchorążych Rezerwy Piechoty przy 21. Pułku Piechoty, który ukończył w lipcu 1934 roku, uzyskując stopień kaprala podchorążego rezerwy. W kolejnych latach uczestniczył w obowiązkowych ćwiczeniach rezerwy, dzięki którym w sierpniu 1936 roku uzyskał nominację oficerską. Tak o podchorążym Janie Buczku pisał jego ówczesny dowódca - ppłk dypl. Bolesław Borkowski: „Pracowity, zdolny, charakter ustalony – poważny. Na trudy fizyczne wytrzymały. Postawa bardzo dobra. Orientacja szybka, decyzja dość trafna. W wystąpieniu przed frontem – pewny. Dobry dowódca plutonu w czasie wojny. Zasługuje na nominację oficera rezerwy”. Od maja 1937 roku pracował w Urzędzie Gminy Jeziorko z siedzibą w Chąśnie w charakterze pomocnika sekretarza gminy. W dniu 12 października 1937 roku został mianowany na stopień podporucznika rezerwy, otrzymując nowy przydział mobilizacyjny do 10. Pułku Piechoty. Z dokumentów osobowych znajdujących się w Centralnym Archiwum Wojskowym wynika, że w 1938 roku posługiwał się w mowie i piśmie językiem niemieckim.
Rankiem 23 marca 1939 roku, jak każdego dnia, wyjechał do pracy w Chąśnie, ale do domu już tego dnia nie powrócił. Po odebraniu wezwania, bez zbędnej zwłoki zameldował się w koszarach na ul. Piotrkowskiej w Łowiczu. Został wyznaczony na dowódcę kompanii gospodarczej 10. Pułku Piechoty, która początkowo stacjonowała w Małszycach i Arkadii, a w lipcu została przerzucona na zachód pod granicę polsko-niemiecką, dołączając do pozostałych sił pułku w rejonie odcinka obrony „Gołańcz - Dobieszewo”. Tam dowodzona przez ppor. rez. Jana Buczka kompania wzięła udział w pracach fortyfikacyjnych, przygotowujących teren do odparcia napaści niemieckiej. Pułk walczyć miał w strukturze 26. Dywizji Piechoty.
Pierwsze dni wojny nie związały bezpośrednią walką z Niemcami oddziału dowodzonego przez ppor. rez. Jana Buczka. W zasadzie do 12 września 1939 roku jego żołnierze, podobnie jak cały pułk, nieustannie się wycofywali z już obsadzonych pozycji obronnych, oddając bez walki przedpole nieprzyjacielowi. Powodowało to duże rozgoryczenie w szeregach żołnierzy 10. Pułku Piechoty.
Swój „chrzest bojowy” żołnierze „dziesiątki”, w tym także dowodzona przez ppor. rez. Jana Buczka kompania, przeszli w rejonie Gągolina Północnego – Kompiny, gdzie pułk odniósł pierwszy sukces, obsadzając przyczółek mostowy na południowym brzegu Bzury. Niestety kolejny bój nie był już tak pomyślny. Opóźniające się przemarsze oddziałów wspierających działania pułku oraz konieczność ich optymalnego przegrupowania, znacznie spowolniły kolejne natarcie w kierunku Nieborowa i dalej lasów skierniewickich. Wykorzystali to Niemcy, którzy związali silnym ogniem artylerii żołnierzy pułku w rejonie Sromowa i Bednar. Dodatkowo fatalna pomyłka dowódcy 26. Dywizji Piechoty, który błędnie interpretując rozkaz dowództwa, nakazał natychmiastowe wycofanie się oddziału na północny brzeg Bzury, spowodowała poważne zamieszanie i zagroziła tragicznymi w skutkach konsekwencjami. Tylko dezorientacja niemieckiego dowództwa wywołana niezrozumiałym odwrotem oraz brak pościgu za wycofującymi się polskimi żołnierzami, ocaliły pułk przed całkowitym rozbiciem. Tu ppor. rez. Jan Buczek był świadkiem makabrycznych wręcz scen. Silny ostrzał artylerii niemieckiej i broni maszynowej dziesiątkował szeregi polskich żołnierzy. W rezultacie straty osobowe były ogromne. Wartość bojowa pułku poważnie zmalała, a rozgoryczenie wśród żołnierzy doprowadziło do rozprzężenia i dezorganizacji. Trudną sytuację pogłębiły dodatkowo zacięte walki w rejonie Kozłowa Szlacheckiego w dniu 16 września 1939 roku, gdzie żołnierze łowickiego pułku bez uprzedniego rozpoznania i wsparcia artylerii, przypuścili atak na dużo silniejsze w tym rejonie, wojska niemieckie, powodując co prawda duże straty wroga, ale przy jednoczesnym poważnym wykrwawieniu pułku.
W obliczu rosnącej przewagi sił nieprzyjaciela, od godzin wieczornych 16 września 1939 roku, pododdziały 10. Pułku Piechoty wycofywały się w kierunku północnym na Iłów. Ppor. rez. Jan Buczek przechodząc przez rodzinną wieś z trudem patrzył na palące się gospodarstwa. Nie ustalono dotychczas, czy udało mu się w tym czasie nawiązać kontakt z rodziną i upewnić, że wszyscy żyją. Niewątpliwie gorycz nieuchronnie zbliżającej się porażki, doświadczenie krwawych walk, ale także obraz pożogi wojennej rodzinnej wsi, silnie wpłynęły w tamtym okresie na jego postawę. Według relacji strzelca Władysława Myszewskiego z 10. Pułku Piechoty, ppor. rez. Jan Buczek z nielicznymi już wówczas żołnierzami podjął jeszcze próbę przebicia się na Modlin i Warszawę przez lasy Puszczy Kampinoskiej. Niestety silne kontruderzenia pancernych oddziałów niemieckich przy nieustających nalotach bombowych, skutecznie uniemożliwiły większości żołnierzy przedarcie się do wciąż jeszcze walczącej Warszawy.
W tej sytuacji dalsza walka, a raczej beznadziejna obrona, nie miały większego sensu. W celu uniknięcia obozu jenieckiego ppor. rez. Jan Buczek, podobnie jak wielu wówczas żołnierzy, podjął trudną decyzję o zmianie munduru na ubranie cywilne. Większe bowiem korzyści dostrzegał w powrocie z wojny do Wejsc, niż oddanie się do niewoli. Powrócił zatem do rodzinnej wsi, wycieńczony, w poszarpanych ubraniach, ale w głębi ducha szczęśliwy, że udało mu się przeżyć. Dla pozoru przyjechał starym wozem zaprzężonym w dwie siwe chabety, w ten sposób unikając niewoli. Wojnę przeżył, wyprowadzając się wraz z rodziną w 1945 roku do Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie 8 maja 1993 roku zmarł, w 48. rocznicę zakończenia II wojny światowej w Europie.